Do Łagowa na festiwal jeździło się od zawsze. W końcu lat 70-tych, gdy byłem studentem Szkoły Filmowej w Łodzi, zabierał nas tam Janusz Kijowski, szef Koła Młodych Stowarzyszenia Filmowców. Potem, jako dorosły reżyser, pokazywaliśmy z kolegami w Łagowie dorobek studia im. Karola Irzykowskiego, gdzie zrobiłem mój pierwszy film: „Niedzielne igraszki”. W latach następnych odwiedzałem Łagów z filmami „Wszystko, co najważniejsze”, „Kochaj i rób co chcesz”, „Cześć Tereska”…
Czasem przyjeżdżałem bez filmu. Bo Łagów, miał tę wspaniałą cechę, że rozmawiało się tu o polskim kinie. Mądrze, przenikliwie, bez nienawiści. Nie bez powodu Łagów zawsze przyciągał największe tuzy polskiej krytyki filmowej. Tu poznałem błyskotliwy intelekt Krzysztofa Mętraka oraz niezwykłą klasę i dojrzałość Rafała Marszałka. Fascynowały mnie pełne erudycji i humoru polemiki Andrzeja Wernera z jego synem Mateuszem. Tu Tadeusz Sobolewski zadziwiał wszystkich rozległą wiedzą filmową i szukaniem kontekstów społecznych czy moralnych dla każdego filmu. I wreszcie tu, w Łagowie, poznałem bliżej Bola Michałka, przeuroczego krytyka, który był także scenarzystą i napisał potem dla mnie scenariusz „Łabędziego śpiewu”.
Na festiwalu w Łagowie dostawałem czasem nagrody za swoje filmy. Bywało też, że zbierałem ciężkie baty i widzowie oraz koledzy jeździli po mnie jak po łysej kobyle. Jedno i drugie wspominam z rozrzewnieniem. Bo to był dowód na to, że ktoś moje filmy ogląda, przejmuje się nimi, stara zrozumieć.
Nadal jeżdżę do Łagowa. Żeby zobaczyć, co w trawie piszczy – czyli oglądam filmy kolegów. Ale nie tylko. W Łagowie robię coś, o czym niewiele osób wie. Rysuję. Bawię się w malarza plenerowego. Dlaczego w Łagowie? To jedno z niewielu miasteczek w Polsce, w którym się dobrze czuję. Więc wyciągam deskę z samochodu, jakiś papier, tusz albo farbki. Biorę rozkładane krzesełko i siadam nad jeziorem. Czasem ktoś mnie nakryje na tej niecnej procedurze. Pada często pytanie, co robię.
„- Trzeba coś robić w przerwie, gdy się nie kręci filmów. Jedni piją wódkę, inni piszą wiersze albo łowią ryby, a ja bazgrzę po papierze.”. I to sprawia mi niebywałą przyjemność…
Robert Gliński – reżyser i scenarzysta. Laureat nagród na LLF za „Cześć Tereska” i „Długi weekend”