Łagów… Z tym miejscem łączy się dla mnie wiele, bardzo wiele wspomnień. Pamiętam, jak jeszcze przed maturą znalazłam w Magazynie Filmowym artykuł o historii festiwalu w Łagowie. O ludziach, którzy tam przyjeżdżali… Kiedyś nawet nie wierzyłam, że to może być także moja historia. Dziś jestem ogromnie dumna, że jestem częścią tego miejsca.
Pierwszy raz przyjechałam do Łagowa z Wojtkiem Szczudło, żeby pokazać nasz film dokumentalny „Przeżyć Afganistan” zrobiony w Studiu Kalejdoskop. Zachwyciła mnie tamtejsza publiczność, pamiętam, że o filmie gadaliśmy dłużej, niż przewidzieli to organizatorzy.
Olśniło mnie też samo miejsce; jezioro, lasy, niewielkie, urokliwe uliczki… Po prostu niezwykły klimat tego miejsca.
A o klimacie stanowią ludzie. Więc Andrzej, Andrzej Kawala. Człowiek, który od lat to wszystko organizuje. Dla mnie przyjaciel. Bardzo, po prostu bardzo sobie cenię rozmowy z nim. Mój szacunek budzi jego niezależność, on – cytując Milana Kunderę – nigdy nie „chodzi z tłumem”. Trudno powiedzieć, ile razy poukładał mi świat…
Ale Łagów to jeszcze Andrzej Werner, mój profesor z licealnego klubu filmowego – to on pierwszy pokazywał mi i moim przyjaciołom wszystkie najważniejsze obrazy światowego kina. I Wanda Mirowska, cudowna, wspaniała, z którą spędziłam długie godziny na rozmowach o filmach. I jeszcze Istvan Krastel… I Basia Krzepkowska, fantastyczna, wspierająca… I Luśka, moja cudna Luśka Korb-Mann, przyjaciel, przyjaciółka… Wiele godzin przegadanych, wiele wspólnych montaży…
A z ostatniego roku pamiętam rozmowy z Robertem Glińskim, Tamarą Owczarską, z Anią i Januszem Zaorskim, i Anią, i jeszcze Sławkiem Fijałkowskim, Piotrkiem Jaworskim, Kamilem Skałkowskim… To wszystko nas buduje. Bo dobre spotkania z ludźmi, to jak powietrze.
Pamiętam ogromną radość i wzruszenie, gdy mój film dokumentalny „Miłość i puste słowa” dostał w Łagowie Złote Grono. To była pierwsza nagroda dla tego filmu; otworzyła mi drogę do innych międzynarodowych festiwali. Pamiętam kolejną radość – to było rok później – gdy mój debiut fabularny „Wszystko dla mojej matki” dostał wyróżnienie. I pamiętam jeszcze rozmowy z publicznością. Te na sali kinowej, ale i te w kawiarni czy na ulicy. Takie nieplanowane, po prostu spontaniczne. To wielka magia Łagowa, że można tam być bardzo blisko publiczności.
Takie momenty, to cenne wspomnienia. Daję siłę, by starać się o nowe projekty. Bo można sobie wyobrażać, że znów przyjedzie się do Łagowa, że znów pokaże film i pogada z publicznością. Więc niech Łagów trwa, trwa jak najdłużej… Ja tam wracam jak do domu.
Małgorzata Imielska – reżyserka, scenarzystka i producentka. Laureatka nagrody na LLF za „Wszystko dla mojej matki”