„Nie mogę sobie tego festiwalu wyobrazić nigdzie indziej” – rozmowa z Grzegorzem Potęgą

W świecie, w którym filmowe festiwale kojarzą się z czerwonym dywanem, błyskiem fleszy i przepychem, istnieje miejsce wyróżniające się autentycznością i kameralną atmosferą. Ta otwartość, pasja i energia Lubuskiego Lata Filmowego przyciąga dziś do Łagowa publiczność nie tylko z Polski. Doskonale rozumie to Grzegorz Potęga, wicemarszałek województwa lubuskiego, który od lat zaangażowany jest w wydarzenie.

Grzegorz Potęga był jedną z osób kształtujących unikalny charakter Lubuskiego Lata Filmowego. Dziś, jako wicemarszałek województwa lubuskiego, pełni funkcję wsparcia i patronatu, dba o rozwój festiwalu i zapewnia mu miejsce na kulturalnej mapie regionu. Niezależnie jednak od swojej roli, zawsze pozostaje też wielbicielem kina.

Jak zmieniało się Lubuskie Lato Filmowe na przestrzeni tych wszystkich lat?

Grzegorz Potęga: Festiwal żyje i zmienia się nieustannie, podobnie jak moja rola na nim. Obecnie przecież nie odpowiadam za żaden odcinek organizacyjny, jak bywało to w całkiem niedalekiej przeszłości. To, że jestem marszałkiem, nie zwalnia mnie jednak z dbałości i kontaktów reprezentacyjnych związanych z tym przedsięwzięciem. I w tych ostatnich miesiącach było ich sporo. Na pewno ambicją władz regionu i włodarzy gminy jest pozyskanie finansowania na budowę w Łagowie obiektu kultury z prawdziwego zdarzenia, co pozwoliłoby postawić kolejny krok w rozwoju Lubuskiego Lata Filmowego. Cieszę się z tych przeprowadzonych rozmów i wielotorowych dyskusji. Nie chcę niczego zapeszać – poczekajmy jeszcze chwilę na owoce tych działań.

Kiedy właściwie rozpoczęła się Pana przygoda z festiwalem?

G.P.: To był rok 1997. Wtedy skończyłem studia polonistyczne, szukałem pracy, ale do szkoły jakoś mnie nie ciągnęło. Najpierw trafiłem na LLF, a potem do kina Newa w Zielonej Górze, gdzie spędziłem kilka lat, tworząc i prowadząc cykle edukacji filmowej. Festiwal był wtedy jeszcze na Zamku, tam spali artyści i odbywała się część dyskusji oraz spotkań. Filmowa część festiwalu odbywała się w kinie Świteź, które działało tylko w okresie letnim. Sporo więc pracy zajmowało odświeżenie go po okresie jesienno-zimowym. Nadźwigaliśmy się tych
filmów na 35 mm…

Dlaczego Lubuskie Lato Filmowe jest tak wyjątkowe?

G.P.: Na pewno siłą festiwalu wtedy i teraz było i jest to, że pokazuje kino węgierskie, czeskie, słowackie, niemieckie, najnowsze kino polskie. Tych filmów nie zobaczy się w TV, ani na kanałach streamowych, co najwyżej niektóre. Jest więc to nie lada gratka dla kinomanów. No i są też spotkania z gośćmi. Tu nie ma pytań, których nie można zadać, a dyskusje często kończą się w popularnym „ścieku”, czyli piwnicy barowej w hotelu Leśnik. Przygód przez te lata było natomiast sporo…

Możemy poznać chociaż jedną?

G.P.: Kiedyś poszedłem czytać węgierski film. Bez napisów angielskich więc poziom trudności istotnie wzrastał. Pokaz specjalny, wszyscy „ważni” festiwalu na sali. Takie filmy najczęściej czytał Grzegorz Pieńkowski, ale wtedy nie mógł. Spojrzałem na listę – ok. 20 stron maszynopisu. Film trwał chyba niecałe 90 minut. To nie było dużo. „Jakoś to będzie” – pomyślałem. To był film Miklósa Jancsó pt. Agnus Dei. Jego specyfika polega na tym, że nagromadzenie tekstu w jednym momencie – przez 15 minut – jest tak duże, że nie ma szansy tego dobrze przeczytać bez próby. Ja byłem w takiej sytuacji. Przyznaję, trochę potu się wtedy wylało, ale ogólnie, ku mojemu zdziwieniu, uczestnicy seansu nawet mnie komplementowali. Uffff…. Nie taki trudny ten węgierski pomyślałem wtedy, choć do dziś słowa nie powiem w tym języku.

Może warto więc to jeszcze kiedyś powtórzyć?

G.P.: Wolę już filmów bez angielskich napisów nie czytać.

Na Lubuskim Lecie Filmowym pojawiają się nie tylko zagraniczne produkcje, ale również goście. I chociaż na frekwencję festiwal nie narzeka, to jakimi słowami zaprosiłby Pan niezdecydowanych do odwiedzania Łagowa w tym czasie?

G.P.: Łagów i Lubuskie Lato Filmowe to jak dwaj bracia. Nie mogę sobie tego festiwalu wyobrazić nigdzie indziej. Termin imprezy najczęściej pokrywa się z początkiem wakacji. Mamy więc do dyspozycji naszą regionalną turystyczną perłę z dwoma pięknymi i czystymi jeziorami, dumnym Zamkiem Joannitów oraz całą przestrzenią podzamcza. Z drugiej strony na salach kinowych i w amfiteatrze czeka nas niespotykana porcja filmów, w tym konkursy: fabularny, dokumentalny, krótki metraż (najczęściej filmy studenckie). Poza tym pokazy specjalne, tematyczne, repliki, filmy dla dzieci. Do tego inspirujące i niezapomniane dyskusje. Od dwóch lat udało nam się wrócić na zamkowy dziedziniec z kilkoma takimi kluczowymi rozmowami. I oczywiście są też wspaniali ludzie, którzy odwiedzają rokrocznie festiwal. Goście – również z zagranicy, filmowcy, krytycy, studenci szkół filmowych, karnetowicze, ekipa organizacyjna. Wszyscy czują się tu znakomicie i to naprawdę widać. Atmosfera jest tutaj najlepsza z możliwych. Całość powoduje, że znajdujemy się w przepięknym miejscu wypełnionym wspaniałymi filmowymi działaniami artystycznymi. Czego chcieć więcej?

Pozwolimy sobie odpowiedź na to pytanie: oczywiście, że niczego. Wystarczy odwiedzić Łagów w dniach 29 czerwca – 6 lipca, by przekonać się o tym osobiście. Zapraszamy!

Możesz również polubić…