Przegląd programu 54. Lubuskiego Lata Filmowego z Magdaleną Piekarską
Gdy przygotowuje się do festiwalowych dyskusji, przygląda się nie tylko fabule, ale również procesom i kontekstom, które wpłynęły na ostateczny kształt filmu. Tym razem rozmowa nie dotyczyła jednak jednej produkcji, a całego programu tegorocznej edycji Lubuskiego Lata Filmowego. Z jakiej perspektywy patrzy na niego osoba, która prowadzi spotkania z twórcami?
Rozmowy z artystami w ramach Lubuskiego Lata Filmowego to chwile, gdy twórcy wychodzą zza kamery, a ich opowieści zaczynają żyć nie tylko na ekranie, ale też w pytaniach, anegdotach, a czasami kłótniach lub w ciszy. Każde spotkanie to osobna podróż, a przewodnikiem po filmowym świecie jest Magdalena Piekarska – recenzentka teatralna i filmowa, która od lat moderuje spotkania w Łagowie, otwierając widzów na dialog.

Teatr w trzech aktach
Festiwalowy poniedziałek subtelnie krążył wokół teatralnych desek. Trzy produkcje, jak trzy oblicza teatru, a każda z nich prezentuje inny sposób budowania napięcia i emocji. Komedia, dramat, thriller osadzone na scenie i poza sceną przykuły uwagę Magdaleny Piekarskiej, dla której teatr jest ważną częścią życia zawodowego.
Magdalena Piekarska: To bardzo ciekawe, że teatr, który rzadko jest obecny na ekranie i mało filmowy, ponieważ wszystko tam dzieje się w zamkniętej przestrzeni, w sztucznie wykreowanych scenografiach, nagle w ciągu roku zaowocował trzema ekranowymi opowieściami. Jedna bardzo poważnie przygląda się procesom zachodzącym w teatrze, a dwie ujmują ten teatr w ramy kina gatunkowego – thrillera w pierwszym przypadku, a w drugim komedii.
„Utrata równowagi” reż. Korek Bojanowski

Opowieść o młodej aktorce rozdartej między aspiracjami a rzeczywistością pracy w teatrze, gdzie gra na scenie zmienia się w manipulację.
Magdalena Piekarska: Przez większą część roku zajmuję się krytyką teatralną. Piszę recenzje spektakli, dużo rozmawiam z przedstawicielami środowiska i śledzę procesy, które w teatrze się rozgrywają. Mam tu na myśli nie tylko te ściśle twórcze (chociaż jedno z drugimi jest związane), ale też wynikające ze zmiany podejścia do pracy w teatrze: związane z coraz większym znaczeniem higieny tej pracy, czy minimalizowaniem ryzyka nadużyć, do których czasem dochodzi.
Echa alarmistycznych relacji obecnych i byłych studentów i studentek szkół filmowych i teatralnych dotyczące tego, jak byli traktowani przez pedagogów i reżyserów, zaowocowały zmianą podejścia oraz wypracowywaniem kodeksów dobrych praktyk. Każda uczelnia, każda instytucja musiała przygotować regulaminy pracy i powołać specjalistów, czuwających nad zgodnością procesów twórczych z przyjętymi zasadami.

Film „Utrata równowagi” rozgrywa się przed wprowadzeniem tych zmian w życie – to zderzenie młodej dziewczyny ze światem teatralnym, z „wielkimi” mistrzami i z rodzajem manipulacji, na którą narażeni są młodzi ludzie wchodzący w środowisko z apetytem na role, na teatr, na karierę, na granie. Oni są bardzo delikatnym mechanizmem, który łatwo uszkodzić, poddając takiej manipulacji. Rozumiem, że film wyrósł z obserwacji tego, co się dzieje. Jestem bardzo ciekawa, jak reżyser Korek Bojanowski do tej problematyki podchodzi, w jakiś sposób pracował z nią i jaki wynik osiągnął.
„Sezony” 2024 reż. Michał Grzybowski

Komedia o miłości, ego i relacjach między ludźmi, które nie znikają za kurtyną, a miejscem akcji staje się teatralna scena.
Magdalena Piekarska: To film, który miałem okazję obejrzeć na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Z Kaliszem Michał Grzybowski jest też rodzinnie związany. Jego film to opowieść o kryzysie małżeńskim, który rozgrywa się w teatrze pomiędzy parą aktorów granych przez Łukasza Simlata i Agnieszkę Dulębę-Kaszę. Rozpad ich związku rozbija także życie teatralne, rujnuje spektakle na oczach widzów. Dzieją się tam rzeczy, które zapewne w prawdziwym teatrze nie mogłyby się zdarzyć, ale udaje się tu zawrzeć pewną prawdę o życiu na scenie, które bywa tak bliskie życia prywatnego, że trudno obie te sfery rozdzielić.
To tragikomedia, w której obok aktorów mniej rozpoznawalnych oraz postaci, których zazwyczaj nie oglądamy na scenie czy na ekranie (jak ceniona reżyserka teatralna Małgorzata Wdowik w roli asystentki reżysera), zobaczymy prawdziwe gwiazdy. Na drugim planie pojawiają się: Andrzej Seweryn jako dyrektor teatru, który zmuszony w pewnym momencie do wyjścia na scenę w zastępstwie, słyszy od kolegi: „ale ty przecież nie umiesz grać”. Jest też Andrzej Grabowski jako ojciec głównego bohatera, aktor starej daty grający w teatrze „ogony”. Są artyści, którzy znani są raczej publiczności teatralnej, jak wspaniała aktorka Julia Wyszyńska, znana ze spektaklu „Klątwa” w reżyserii Olivera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie, za udział w którym straciła rolę w serialu w TVP za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Tutaj Wyszyńska miga nam w roli kostiumografki. Tych postaci ważnych dla sceny teatralnej i nie tylko jest tu bardzo dużo i ta wcale nieoczywista obsada została bardzo ciekawie poprowadzona.
„Cisza nocna” reż. Bartosz M. Kowalski

Teatr jako cień przeszłości. Emerytowany aktor trafia do domu opieki, gdzie granica między rzeczywistością a złudzeniem zaczyna się zacierać.
Magdalena Piekarska: Jest to thriller. Film, który ma nas trochę postraszyć. To ciekawe, że na styku tego życia teatralnego oraz opowieści o starości w Polsce (stającej się problemem społecznym, o którym na szczęście coraz więcej się mówi) rodzi się horror. Ale nie trzymałabym się tu tak mocno gatunkowych szufladek – przecież upiory, z którymi mierzy się główny bohater, grany przez zmarłego niedawno Macieja Damięckiego, to tak naprawdę lęki, które nosi głęboko w sobie. Jednym z nich jest strach przed utratą tego, co kochał – żony, która odeszła, ale też teatralnej sceny. Można powiedzieć, że początkiem tej mrocznej przygody jest spektakl, w trakcie
którego zapomina tekstu. Osobną przyjemnością jest oglądanie w tej opowieści aktorskiej, mistrzowskiej starej gwardii – poza Damięckim, także Anny Nehrebeckiej, Włodzimierza Presse czy Zdzisława Wardejna.
Inspirujące rozmowy
„To nie mój film” reż. Maria Zbąska

Dawniej, gdy coś się popsuło, to człowiek starał się to naprawić. Bohaterowie filmu Marii Zbąskiej podejmują tę ostatnią, ale bardzo wymagającą próbę.
Magdalena Piekarska: Kino autorskie, ekstremalnie wręcz kameralne, bo pomijając epizody, na ekranie oglądamy dwie osoby, wykreowane przez wokalistkę i skrzypaczkę Zofię Chabierę i profesjonalnego aktora Marcina Sztabińskiego. Film opowiada o kryzysie w związku, łącząc w sobie kino psychologiczne z motywem drogi. Para postanawia sięgnąć po rodzaj ostatecznej próby i przejść polskie wybrzeże Bałtyku zimą, nocując pod namiotem. Jeżeli żadne z nich w trakcie tej podróży nie zejdzie ze szlaku, nie porzuci drugiego partnera, ich związek przetrwa, a jeżeli nie – rozstaną się. To wyjątkowy film jak na polskie warunki. Także ze względu na podejście do tematu – dziś, kiedy wszyscy żyjemy w kulturze terapii i większość podobnych problemów rozwiązujemy na kozetce u specjalisty, bohaterowie filmu Marii Zbąskiej postanawiają zrobić to po swojemu.W tym kinie drogi widzę jednak nie tylko bohaterów, ale również ekipę, która im towarzyszyła. Oni też musieli tę podróż przebyć i w pewnym ograniczonym zakresie poczuć na własnej skórze, na czym polega eskapada filmowej pary. Mam wrażenie, że ta podróż była też podróżą filmowców.
„Wróbel” reż. Tomasz Gąssowski

Co się stanie, gdy otworzymy się na to, co niespodziewane? Tytułowy bohater filmu Tomasza Gąssowskiego dotąd unikał zmian, ale tym razem odważył się zaryzykować.
Magdalena Piekarska: Tutaj dla mnie ważna jest postać Tomka Gąssowskiego, którego znam od lat, odkąd zaczął przyjeżdżać do Łagowa. Znają go też wszyscy widzowie LLF ze względu na kompozytorską karierę. Jest autorem motywu muzycznego z filmu „Sztuczki”, który jest znakiem rozpoznawczym festiwalu i towarzyszy filmom promocyjnym z animacjami na podstawie grafik plakatowych Tomasza Brody. Tym razem jednak to nie jego twórczość kompozytorska jest powodem obecności Tomka na festiwalu, ale jego pełnometrażowy debiut.
Ten debiut jest na tyle ciekawy, że jest stosunkowo późny. Tomasz jest nieco starszy ode mnie, co jest bardzo pocieszające i krzepiące – nigdy nie jest za późno na zmiany. 11 lat temu ukończył Studio Prób, czyli kurs reżyserii filmowej w szkole Wajdy. Zadebiutował jako reżyser dwa lata później w 2016 roku, ale to był krótki metraż – 30-minutowy film „Baraż”, który zdobył nagrodę dla najlepszego aktorskiego filmu krótkometrażowego na Warszawskim Festiwalu Filmowym.
To fantastyczne, że człowiek, który od lat jest związany z kinem, ale nie jako ta pierwszoplanowa postać, tylko autor muzyki filmowej – zresztą nie tylko do filmów, a też do reklam – nagle w wieku dojrzałym postanawia zmienić tor kariery i zrobić coś zupełnie innego. Serdecznie zapraszam więc do obejrzenia „Wróbla”.
Znane i doceniane
Filmy konkursowe
W konkursowej sekcji każdy film to osobny świat zbudowany z pytań, które trudno zbyć wzruszeniem ramion. Mieszanka produkcji polskich i środkowoeuropejskich, a wśród nich również te, które podbijają światowe festiwale.
Magdalena Piekarska: Tych ciekawych propozycji na festiwalu oczywiście jest dużo. Mogę polecić wszystkie projekcje konkursowe. To są znane i popularne tytuły, które pochodzą z Polski, Czech, Słowacji, ale też Rumunii – i to jest nowość. Mamy dwie opowieści o końcu świata z tego kraju, co jest bardzo istotne, bo kino rumuńskie od dobrej dekady święci triumfy na światowych, najważniejszych festiwalach, a w Łagowie było nieobecne. Cieszę się, że nareszcie pojawiło się na Lubuskim Lecie Filmowym. Wprawdzie nie ma spotkań z twórcami z tego kraju, ale jest to pierwszy krok wykonany w stronę otwarcia się na kolejny obszar.
„Dziewczyna z igłą” reż. Magnus von Horn
Młoda, samotna matka trafia pod opiekę akuszerki pomagającej kobietom i odkrywa, że za jej pomocą kryje się makabryczne tło.
Magdalena Piekarska: Jest to film, który zrobił dużą karierę i przyciąga publiczność. Nominowana do Oscara koprodukcja duńsko-polsko-szwedzka jest mrocznym obrazem, w którym przegląda się rzeczywistość współczesna – również Polska ze wzrastającą przewagą konserwatywnego nurtu, który prawa kobiet ma za nic tak, jak wiele lat temu w czasach, w których rozgrywa się opowieść von Horna. Kobiety wówczas również nie mogły stanowić o sobie i o swoich ciałach, co prowadziło do nadużyć i tragedii takich, jak ta pokazana w filmie.

Projekcje w Amfiteatrze
Festiwal to nie tylko przestrzeń dla filmów konkursowych i odkryć, ale także miejsce, gdzie prezentowane są produkcje, które zyskały już uznanie w świecie kina. W Łagowie można ponownie zobaczyć te tytuły na dużym ekranie, jednak w nieco innej, wyjątkowej atmosferze.
Magdalena Piekarska: Warto wspomnieć o tych pokazach festiwalowych w Amfiteatrze, które są skierowane do szerszej publiczności, a równocześnie wcale nie są to multipleksowe hity. W tym roku pojawił się, chociażby film „Emilia Pérez”, albo też znakomity film „Innego końca nie będzie” – jeżeli ktoś nie zdążył ich obejrzeć, to jest okazja nadrobić te zaległości.
Filmowa klasyka połączona z wystawą
Ostatni dzień festiwalu poświęcony został twórczości Wojciecha Jerzego Hasa i 60. rocznicy premiery „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. W programie znalazła się projekcja filmu, której towarzyszy wystawa Tomasza Brody – autora plakatów LLF. To połączenie pozwala poczuć, że film żyje nie tylko na ekranie, ale inspiruje również poza nim.

Magdalena Piekarska: „Rękopis znaleziony w Saragossie” to film, który w tym roku obchodzi jubileusz 60-lecia. Obchodzimy w tym roku również 100. rocznicę urodzin Wojciecha Jerzego Hasa, który był jednym z najwybitniejszych wizjonerów polskiego kina: od początku do końca kreował filmowe światy, które były absolutnie wyjątkowe i unikalne w światowej skali. Potwierdzeniem jest to, że po drugiej stronie oceanu, miał takich wyznawców jak Martin Scorsese, którzy uwielbiali jego filmy, przede wszystkim właśnie „Rękopis…”. Był on opowieścią osadzoną w Hiszpanii, którą Has wykreował m.in. w halach zdjęciowych we Wrocławiu, na pergoli w Hali Stulecia, czy w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, która udawała góry Sierra Morena. Tej projekcji towarzyszy wystawa ze współcześnie zaprojektowanymi przez Tomasza Brodę grafikami, które inspirowane są nie tyle powieścią Potockiego, ile właśnie twórczością Hasa – to kadry z filmu znajdują tu przełożenie i odzwierciedlenie w graficznych projektach.
54. Lubuskie Lato Filmowe rozpieszcza widza różnorodnością programu. Znalazły się w nim filmy odmienne nie tylko tematyką, ale i sposobem opowiadania, stylem czy emocjonalnym ładunkiem, a równocześnie dostrzec można w nich pewne punkty wspólne. To doskonała okazja, by odkryć kino, które przemawia na wiele sposobów i pozwala spojrzeć na świat z różnych perspektyw,