W zeszłym wieku dużo jeździłem po festiwalach. Wiele było niezwykłych. Dla mnie najciekawsze były: Moskwa, San Sebastian i Łagów. Na MFF w Moskwie nie było wiadomo do ostatniej chwili, gdzie, kiedy i co będzie puszczane, ale wszystkie bilety były wykupione w ciemno. Dla wybranych były nadzwyczajne bankiety – kawior, Pugaczowa, Michałkow, Hoffman, Kloss – wszystko świetne.
W San Sebastian podczas projekcji wpadali zamaskowani Baskowie, strzelali do sufitu, na bankietach: homary, ośmiornice, toreadorzy, król Juan Carlos, Kieślowski – świetne.
W Łagowie projekcje w amfiteatrze, komary, śliczne działaczki DKF. Zamiast bankietów dyskusje w Zamku, gdzie zawodowi ironiści popisywali się szydzeniem i kopaniem twórców, wzbudzając powszechną radość. Żaden festiwal na świecie nie mógł się czymś takim pochwalić.
Na „Pociąg do Hollywood” zaprosiłem kilkudziesięciu kleryków poznanych przypadkowo w mieście. Przyszli do amfiteatru w dwuszeregu pod opieką biskupa. Za „Marcowe migdały” dostałem Srebrne Grono, ale nigdy go nie zobaczyłem. W amfiteatrze po nagrodę z widowni zeszłą ładna dziewczyna, odebrała nagrodę i znikła. Za to w 2019 dostałem od dyrektora butelkę Lubuskiej Whisky. Było pyszne.
Lubuskie Lato Filmowe. Niepowtarzalne. Niech trwa i trwa.
Radosław Piwowarski – Reżyser i scenarzysta. Nagrodzony na LLF za „Marcowe migdały”